Gotowanie na ekranie
Z małym poślizgiem czasowym ale nadajemy!
🍝!🍴
Linh: Witam, z tej strony ekranu Linh znana również jako "Ta, która nie opuściła ani jednego odcinka MasterChefa" co, chciałabym nadmienić, prawdą nie jest. Jest nią natomiast to, że umiem nie rozgotować makaronu i całkiem sprawnie mieszam sos do spaghetti ze słoika.
L: Penny, moja droga współlokatorka, nie za dobrze radzi sobie w kuchni i poprosiła mnie o pomoc w przyrządzeniu porcji spaghetti. Jej smutny jadłospis z ostatnich kilku dni i piękne oczy przekonał mnie, żeby poratować dziewczynę w potrzebie.
L: No więc jestem. Miejsce operacji: kuchnia. Potrzebne przyrządy: garnek, może być jeden, mogą być dwa- będziemy gotować makaron i podgrzewać sos. Łyżka się przyda do mieszania i nakładania. Potrzebne składniki: makaron, sól, sos do spaghetti ze słoika, ziółka do posypania gotowego dzieła sztuki kulinarnej. Reszta wyjdzie w praniu. W gotowaniu się znaczy.
L: Jak ktoś oglądał "Ratatuj" (A jak ktoś nie oglądał to nie wiem co do tej pory robił ze swoim życiem i marsz przed laptop/telewizor nadrabiać~A.) to wie, że znakiem kucharza jest brudny fartuch i czyste mankiety. Dlatego cyk, podwijamy rękawy.
L: Jak już podwiniemy rękawy to myjemy łapy. Tylko porządnie, bez omijania niektórych palców i marudzenia, że mydło pachnie rumiankiem a nie lawendą!
L: Jak mamy długie, cudowne i jedwabiste włosy takie jak mam na przykład, nie chwaląc się, ja, to szukamy gumki.
L: Najlepiej takiej, która nie dość, że spełnia swoją funkcję, to jeszcze dodaje nam uroku!
L: Łapiemy jak najwięcej włosów się da żeby nic nam nie wpadało i nie przeszkadzało. Poprawianie fryzury palcami uwalanymi sosem nie należy do najprzyjemniejszych czynności, zapewniam, testowałam.
L: Polecam fartuch żeby się nie pobrudzić. Mój jest może i krzywy ale funkcję spełnia!
L: Przygotowania zakończone, teraz można przejść do rzeczy.
L: Bierzemy garnek, raczej większy żeby nam się makaron pomieścił. Pamiętajcie, że makaron zwiększa objętość podczas gotowania.
L: Odmierzamy potrzebną ilość klusek w zależności od tego, jak duży żołądek ma nasza współlokatorka i jak bardzo zdeterminowana jest żeby go zapełnić.
L: I jeszcze ze trzy takie...
L: Sprawdzamy, czy się pomieszczą.
L: I transportujemy na kuchenkę!
L: U nas w mieszkaniu akurat płyta indukcyjna ale to nie ma znaczenia. Lejemy wodę żeby w praktyce zakryła makaron, ustawiamy na dużą moc i czekamy na bąbelki.
L: I czekamy...
L: Można posolić kiedy się chce, szkoły są różne. Ja posolę teraz, słyszę już słodki dźwięk bąbli.
L: Wkładamy makaron, powoli i bez nerwów, można śpiewać jak ktoś lubi. Albo recytować wiersze.
L: I niech się gotuje przez tyle minut ile rozkazuje mu instrukcja na opakowaniu, u mnie będzie z dziesięć.
L: Przez ten czas szykujemy sobie fajny talerz do układania makaronu. Taki mi kiedyś zrobił znajomy na kursie z ceramiki ale jeśli nie macie akurat znajomego zainteresowanego ceramiką to może być inny talerz.
L: Możemy próbować sobie po nitce co jakiś czas żeby sprawdzić czy już odpowiednio miękki. Albo twardy. Tylko uwaga, próbowanie wciąga i możemy wciągnąć więcej klusek niż byśmy się spodziewali!
L: Wyłączamy ogień czy inne źródło ciepła i triumfujemy! Najtrudniejsze za nami! Wrzucamy nasz makaron na sitko i dajemy go pod wodę żeby się nie posklejał.
L: W międzyczasie podgrzewam sobie sos w garnku umytym po makaronie, tutaj filozofii nie ma tylko trzeba mieszać co jakiś czas żeby nam się nie spalił garnek i dom.
L: Układamy kluchy na talerzu, jak ktoś się czuje na siłach może ułożyć z nich jakiś świetny wzór albo nawet obraz ale ja zdecydowałam się na klasyczne, nigdy nie wychodzące z mody "absolutnie nic".
L: Uważając żeby się nie poparzyć, wylewamy sos na górę. Albo wykładamy łyżką jeśli jest gęsty. Pac pac.
L: Posypujemy ziołami, najlepiej takimi, które lubimy. Inaczej ma to mniej sensu ale nie będę nikogo osądzać.
L: Gapimy się na nasze dzieło przez nieludzko długi czas. Robimy zdjęcia pod każdym możliwym kątem. Z każdej strony. Dodajemy zdjęcia na wszystkie portale społecznościowe stosując odpowiednie oznaczenia i filtry.
L: I gotowe! Przenosimy danie do miejsca, gdzie będzie jedzone.
L: Wyposażamy potencjalnego makaronożercę w sztućce, ja daję widelec i nóż bo to mam. Wiem, że powinna być łyżka albo drugi widelec ale sztućców ci u nas zdecydowanie nie pod dostatkiem. Teraz pozostaje tylko zawołać:
Penny, obiad!
🍝!🍴
🍴Czy spaghetti Linh okaże się hitem?
🍴Czy najedzona Penny to dobra Penny?
🍴W jaki sposób wyrazić wdzięczność za przygotowany posiłek?
🍝Odpowiedzi na te i inne pytania szukajcie w kolejnym, ostatnim już poście z serii "Gotowanie na ekranie" jutro o 20.00 w zaciszu bloga!
🍝!🍴
L: A jak chcecie dać coś ekstra do picia to można pomyśleć o soku albo winie. Smacznego!
2 komentarze
Czy mi się wydaje czy między dziewczętami się kroi jakiś romans? A historyjka jak zawsze świetna, już uwielbiam obie maluchy!
OdpowiedzUsuńRomansem bym tego nie nazwała, raczej przyjacielskimi prztyczkami (chociaż Linh wydaje się mimo wszystko mieć jakieś bardziej szczególne miejsce w swoim serduchu dla Penny, Linh jest tajemnicza, kto wie co tam naprawdę czai się pod tą ciemnobrązową, krzywo ściętą grzywką i tonami ironii, kto wie). Rozpłynę się od komplementów niechybnie! Dziękuję ślicznie i spróbuję zrobić co w mojej mocy, żeby obydwie pojawiały się tu częściej :D
Usuń