Zmieniam tematykę tego posta równie chaotycznie, co wygląd swoich lalek
Po pierwsze (dawno, ale prawda)- przedstawiam Odie, moją najnowszą, najniższą, najbledszą, najbardziej wyczekiwaną i wyłamującą się kolorystycznie z reszty towarzystwa podopieczną, która siedzi sobie u mnie od samej końcóweczki wakacji.
Odie to Dal Steampunk Eclipse Icarus, o której marzyłam dniami i nocami. Na każdej wishlistowej sklejce, jaką robiłam, miała swoje zaszczytne miejsce i chociaż moi lalkowi faworyci zmieniali się wraz ze mną, ona pozostawała. I jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy zabrać się tak na serio za spełnienie tego małego marzenia. Łatwo można sobie wyobrazić moją reakcję, kiedy po wejściu na jedną z lalkowych sprzedażowych grupek na Facebooku zobaczyłam ofertę sprzedaży, jak pewnie równie łatwo można sobie wyobrazić, właśnie tego plastikowego graala. Modelu z moich snów. Jak zwał tak zwał. Zorganizowałam potrzebne fundusze, podziękowałam losowi i Airze, bez której nie byłoby to możliwe, policzyłam do dziesięciu i spełniłam marzenie.
Odie jest nieco oderwaną od rzeczywistości dziewczynką, której głównym zajęciem jest pakowanie się w kłopoty. Po fajniejszy opis zapraszam do zakładki, można się domyślić której jak już się przeczyta nazwę. W każdym bądź razie, czarny wig z Leeke, który Odie prezentuje na zdjęciach, jakoś nie do końca przypadł mi do gustu (chociaż jakościowo to cud), dlatego najnowsza sierota obecnie siedzi na półce w nowych czarnych chipach i w starej peruce Jirki, oczekując na przypływ gotówki.
Następna na liście duszyczek, którym poszczęściło się w życiu, ląduje Toska. Dostała świetnego wiga z Leeke w świetnym kolorze i, chyba wspomniane gdzieś wcześniej, świetne chipy. I jest świetna, mówię wam.
W międzyczasie skończyły się wakacje, udało mi się wrócić na wspaniałe studia do Krakowa, pozachwycać się Dal Risą o imieniu Dakota,
którą przygarnęła W., moja współlokatorka oraz wyleźć z lalkami na dwór,
łapiąc na tragicznie ciemnych zdjęciach kawałeczek złocistej jesieni (z góry przepraszam za jakość zdjęć, były intensywnie rozjaśniane).
Z ciekawych spraw i sprawek, zakupiłam w końcu buty dla Mortimera, żeby biedaczysko mógł być zabrany na zdjęcia, które nie obejmują jego plastikowej osoby jedynie od pasa w górę :'^). Plus jest taki, że były tanie, minus taki, że dotrą pewnie za dwa miesiące.
Noah, w momencie wystukiwania przeze mnie na klawiaturze laptopa tego posta, leży rozłożona na części pierwsze, pozbawiona (dosłownie) twarzy. Jej ostatni makijaż, który wykonałam w przypływie weny rok temu, nie wytrzymał próby czasu (i upadania na ziemię co kilka minut podczas zdjęć)- szykuję dla niej zupełnie nowy faceup, mam nadzieję, że wyjdzie smutniejsza, doroślejsza i znacznie bliższa swojemu pierwotnemu projektowi niż poprzednio.
No, i przyszła jesień, taka z ciemnymi chmurzyskami, deszczem i brakiem ochoty na wyściubianie nosa poza ciepłe mieszkanie. To idealna pora na odetchnięcie i zabranie się za rzeczy, które w lalkowaniu uważam za najbardziej przyjemne- naklejanie nowych tatuaży w miejsce tych startych, mycie ubrudzonych od upadania na ziemię kończyn, czesanie, obcinanie i układanie wigów, zastanawianie się nad dylematami dotyczącymi przyszłych wizerunków i tworzenie sieci relacji między kawałkami plastiku. Słowem, ten bardziej leniwy, ale nie mniej twórczy czas.
Do następnego!✋
3 komentarze
Nie mam pojęcia dlaczego, ale po tym poście (a może wzmiance o tym, że jest blada) Odie zaczęła kojarzyć mi się z wampirzycą? ¯\_(ツ)_/¯ Czekam na nową twarz mojej narzeczonej z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńEj faktycznie ma w sobie coś z wampira, uwzględnię to podobieństwo w jakiejś przyszłej historyjce! Ona też na nią czeka, mam nadzieję, że już niedługo się doczekacie :D
UsuńSłodka jest:) A Toska jeszcze bardziej! Jak zechcesz, możesz zajrzeć do mnie;)
OdpowiedzUsuń