Hej ho zmiano!- Noah
No to Noah.
Coś
czuję, że przede mną (i Wami też) trochę długawy post zważywszy na to, że Noah jest tą która towarzyszy mi już od trzech lat. Lojalnie ostrzegam, że zawartość zdjęciowa posta składać się
będzie w dużej części z kiepskiej jakości fotek wykonanych telefonem.
Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta- aparat fotograficzny nabyłam
dopiero w zeszłym roku, wcześniej trzeba było sobie radzić tym czym się
miało. Ograniczenia aparatu w smartfonie specjalnie nie przeszkadzały mi
w popełnianiu sesji za sesją. To były czasy.
W każdym bądź razie, trochę kontekstu dla tych, którzy go nie znają- Noah powstała
z zestawu "zrób to sam", znanego w środowisku lalkowym jako Make
It Own Kit. MIO Kity pojawiły się w odsłonach dla prawie wszystkich
członków plastikowej rodzinki, a dla samych Pullipów nawet w kilku kolorach- w
tym w odcieniu określonym przez producenta jako mocha.
W kolorze, który skutecznie skradł mi serce. O "tanowej" lalce marzyłam od czasów, kiedy w gimnazjum pochłaniałam bez umiaru zdjęcia wszelkiej maści ciemnoskórych bjd, do jakich udało mi się dotrzeć podczas radosnej eksploracji sieci o czwartej nad ranem. Po rekordowo krótkim namyśle zakupiłam więc swoją własną mocha dziewczynę na Pullipstyle. Miało to miejsce jakiś czas po tym, jak przygarnęłam pierwszą Dalkę- Jirkę (Dal Silane) i na podstawie całkiem miłych doświadczeń towarzyszących jej posiadaniu (minus upadek na podłogę z szafki kiedy akurat nie patrzyłam na nią tylko na lecącą za oknem mewę) zdecydowałam, że lalki to zdecydowanie moja bajka i fajnie byłoby mieć też Pullipa.
Zdążyłam zamówić jej wiga (brązowy, krótki, Leeke). Zdążyłam zamówić jej chipy (złote od Lullaby). Zdążyłam pomalować jej na brązowo powieki i przykleić rzęsy. Zdążyłam kupić i zmodyfikować ciałko od Barbie MTM, na którym chciałam ją osadzić. Zdążyłam pomalować jej paznokcie na czarno. Zdążyłam udać się trzy razy do lokalnego chińskiego sklepu, zakupić zmywalne tatuaże i zaaplikować je na wspomniane ciałko. Noah leżała dalej w częściach.
W końcu pewnego dnia zdenerwowałam się, wyjęłam suche pastele, kredki, matowy lakier w sprayu i trochę lakieru błyszczącego, zakasałam rękawy (w przenośni, bo było zimno) i zabrałam się do roboty. Złożyłam ją dzień później.
Całe to czekanie i zwlekanie doprowadziło do sytuacji, że z zimy kiedy Noę dostałam zrobiła się wiosna. A potem lato. Dlatego pierwsze zdjęcia, które tu zaprezentuję, pochodzą z okolic początku sierpnia 2017.
Noah w swoim pierwotnym wydaniu wytrzymała bardzo długo, biorąc pod
uwagę moją tendencję do zmian wyglądu lalek przynajmniej dwa razy na
kilka miesięcy. Na dowód zarzucę zdjęciami z końcówki sierpnia 2017.
(minęły prawie dwa lata a ja nadal, mimo wołającej o pomstę do nieba jakości, uwielbiam to zdjęcie i życzę sobie żebym jeszcze kiedyś odnalazła podobne miejsce z podobnym telewizorem)
Co zaskakujące, również we wrześniu niewiele się zmieniło.
Wydaje mi się, że gdzieś około grudnia 2017 zaczęłam inaczej układać jej wiga, trochę bardziej rzadka grzywka wygląda na zdjęciach zdecydowanie lepiej niż poprzednia, zaczesana trochę za bardzo na jeden bok.
Wchodząc w nowy rok chciałam też wprowadzić w życie kilka zmian, które opracowałam sobie w głowie na przestrzeni kawałka zimy i sporej części wiosny. Jedną z nich było wypróbowanie długiego wiga (a przynajmniej dłuższego niż aktualny), drugą kupno pięknych ciemnoczekoladowych chipów od, klasycznie i do porzygu już, Lullaby, trzecią dodanie pod jednym z oczu złotego tatuażu. Sypnęłam kaską zgromadzoną z okazji kolejnych okazji (urodziny, imieniny, Wielkanoc) i gdzieś tak w maju Noah zyskała nowy wygląd. I trochę za mały motor(?). I nowe ubrania.
Niestety średnio przewidziałam brak własnych umiejętności (no mam z tym regularne i dobitne problemy, ok) fryzjerskich i to, że w efekcie ścięte po partacku włosy nie będą przecież układać się jak fryzura za milion dolarów. Włosy, nie dość że krzywe to jeszcze uwolnione od ciężaru długich końcówek, zaczęły wyginać się tworząc dziwny bombkowaty hełm, co nie wyglądało za ładnie bo wyglądało koszmarnie. Po powrocie do mieszkania potraktowałam hełm gorącymi strugami wody z elektrycznego czajnika w ramach prób ratunku, co nawet dało jako takie pozytywne wyniki. To czego nie przyklepała woda doprawiłam pożyczoną od współlokatorki prostownicą i nawet jestem dumna z siebie. Nie ma to jak coś kompletnie rozwalić i potem spróbować naprawić wyrządzoną krzywdę! Polecam, podnosi poczucie sprawczości solidnie choć krótkotrwale i potem znowu trzeba coś zepsuć.
Dosyć niedawno, ciężko stwierdzić kiedy dokładnie bo życie czasem zlewa mi się w bezkształtną masę, zauważyłam, że makijaż Noi zaczyna odpadać, najbardziej widoczne było to na czubku nosa i policzkach. Zrobiło mi się smutno ale jednocześnie (prawie sama!) stworzyła się okazja do wypróbowania czegoś zupełnie nowego, ekscytującego i innego- zmycia starego faceupu i machnięcia bardziej dojrzałej wersji twarzy starszej siostrzyczki. Co też ochoczo zrobiłam.
Nałożyłam bazowe kolory, zakreśliłam brwi, przyciemniłam usta, po czym wylała mi się bezpośrednio na twarz Noi prawie cała butelka zmywacza do paznokci. Stojącego zaraz obok, potrąconego łokciem. Z acetonem. Łokciem bez acetonu, za to zmywacz miał go w składzie sporo, czego dowiedziałam się płacząc nad kałużą chemicznie pachnącej cieczy i spustoszeniem, jakiego dokonała na plastikowej buzi mojej podopiecznej.
Przez chwilę chciałam już rzucić to wszystko, ale z pomocą przyszli oni- cisi, niezawodni i tani sojusznicy: papier ścierny, miska i woda. Na przemian ścierając i przeklinając usunęłam zniszczoną, przebarwioną warstwę plastiku. Przednio-twarzowa część zrobiła się przez to znacznie jaśniejsza niż reszta ale przynajmniej jakoś to wyglądało. To, czego nie naprawił papier ścierny naprawił równie cenny sojusznik- lakier w sprayu Mr Super Clear wersja matowa, którego serdecznie i szczerze polecam, oprócz dawania potencjalnego raka płuc daje również arcyświetne zmatowienie i wyrównanie wszelkich niedoskonałości na plastikowej powierzchni
Makijaż koniec końców się udał, obyło się bez innych tragedii. Chcąc Noi jakoś to wynagrodzić dałam jej fajniejsze rzęsy, czarne powieki i po dwa złote kolczyki w każdym uchu.
Obecnie Noah prezentuje się tak, szczerze mówiąc to nie wiem czy jest to moja ulubiona wersja jej wyglądu, ale z pewnością jest to coś nowego i bliższego pierwotnemu zamysłowi, który stworzyłam odświeżając jak szalona tracking paczki z Pullipstyle te trzy lata temu.
Do następnego, trzymajcie się ciepło i uważajcie na otwarte butelki ze zmywaczem do paznokci, lubią atakować znienacka!👋
PS (dla ciekawskich) Możliwe, że niedługo Noah zyska nową perukę. Najpierw spektakularną klapą okazała się kupiona z FMD krótka, ciemnobrązowa peruka, która jest znacznie za mała na sporych rozmiarów lalkowy łeb. Potem, po wyjęciu z pudła skrywającego zamówienie z Leeke (w tym również wigi dla Neila i Maurycego, w których obydwaj panowie wyglądają, nie chwaląc się, oszałamiająco) peruki dla Noi zrobiło mi się przykro, bo nie tego się spodziewałam podziwiając zdjęcia firmowe na stronie (problemem jest głównie za długa przednia część włosów zakrywająca większą część twarzy lalki a także odstający dziko tył wiga). Spróbuję coś na to poradzić
1 komentarze
Słyszałam, że masz za wish liście sooni A ja akurat posiadam tą pannę na wymianę uwu
OdpowiedzUsuń